Subscribe:

niedziela, 29 maja 2011

Wilczy Miot - S.A. Swann



Tytuł: Wilczy Miot
Autor: S.A. Swann
Wydawca: Prószyński i S-ka
Premiera: 2010-11-09
Ilość stron: 383

W ostatnim czasie dość często czytam książki, których czołowymi postaciami są wilkołaki. Nie inaczej było z ostatnim dziełem, jakie miałam okazję dorwać w swoje ręce. Wilczy Miot autorstwa S.A. Swann to właśnie opowieść o wilkołaczycy - Lilii i jej życiu pod czujnym okiem Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie - w Polsce bardziej znanego jako Zakon krzyżacki.

Jako osoba, która bardzo lubi historię, niezmiernie ucieszyłam się z faktu, że będę miała okazję przeczytać książkę, która osadzona jest w realiach historycznych. Pełna entuzjazmu zabrałam się za dzieło Swann'a, mimo że okładka nie zachęcała mnie swoim wyglądem, lecz w końcu nie ocenia się czegoś po opakowaniu - doskonałym przykładem na to są Dary Anioła, których szkaradne(w większości) grafiki nieodzwierciedlają wspaniałej treści.

Akcja powieści ma miejsce w trzynastowiecznych Prusach, gdzie Krzyżacy w okrutny i bezwzględny sposób nawracają pogan. W tej trudnej walce wysłannikom Boga pomagają istoty o nadludzkich zdolnościach, które nie mają przed niczym zahamowań, bowiem są one ślepym narzędziem w rękach swoich panów. Wszystko jednak ma swój kres. Kiedy brat Erhard opuszcza Johannisburg, osiemnastoletnia Lilia postanawia wykorzystać swoją szansę i ucieka z więzienia, jakim dla niej jest krzyżacka twierdza. Ale czy Lilia zdoła powstrzymać swoją wilczą naturę i ucieknie od mrocznej przeszłości ? Czy wilkołaczyca nie skrzywdzi tych, na których jej najbardziej zależy ? Oczywiście odpowiedź na te pytania znajdujemy w książce, która porusza różne problemy, m.in. moralności i wiary. Niewątpliwie dzieło Swann'a nie jest sielanką, która nie ukazuje prawie nic istotnego.

Moje początki z tą książką były dość ciężkie, albowiem powieść początkowo była dla mnie nudna i chaotyczna; na całe szczęście później historia Lilii mnie wciągneła, co było możliwe, dzięki przyspieszeniu akcji przez autora i wprowadzeniu niezwykle ciekawych retrospekcji. Niestety moim zdaniem S.A. Swann nie wykorzystał całego potencjału drzemiącego w swoim dziele, gdyż nie opisał życia zakonników, nie przedstawił ich sylwetek w sposób szczegółowy, tylko sprowadził wszystko, tak naprawdę, do historii miłosnej, ale ku mojej uciesze uświadamiamy to sobie dopiero pod koniec utworu. Szczerze powiedziawszy po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron byłam niemalże pewna, że autor skupi się na walce z wilkołakami oraz innowiercami. Jak się później okazało byłam w błędzie, bo pisarz poszedł innym torem. Nie mogę mu jednak zarzucić, że jego opowieść jest ckliwa i słodka , bowiem świat stworzony przez pana Swann'a jest brutalny, okrutny; nikt tu praktycznie nie ma współczucia i litości, na prawie każdym kroku leje się krew, kończyny oddzielane są od reszty ciała. Kwestią, która zasługuje na większą uwagę jest to, że amerykański twórca literacki w swoim dziele ukazał niekoniecznie pozytywny obraz duchowieństwa i członków zakonu. Moim zdaniem Swann bardzo dobrze oddał realia tego średniowiecznego okresu, kiedy to siłą narzucano wiarę chrześcijańską plemionom pogańskim.

No dobra, teraz przyszła kolej na to, by napisać coś o narracji, języku, wydaniu książki. Po pierwsze narracja jest trzecioosobowa, dzięki czemu mamy wgląd w uczucia niemalże wszystkich bohaterów oraz poznajemy ich myśli. Taka narracja daje nam większe pole do działania. W tej powieści bardzo podobały mi się łacińskie sentencje wraz z tłumaczeniami, które pojawiały się co jakiś czas. Godna pochwały jest również czcionka, która jest bardzo przyjemna dla oka.

W zasadzie od tego powinnam zacząć, ale jakoś mi to umknęło. W ujęciu pana Swann'a wilkołaki to nie stworzenia, które pod wpływem mocy księżyca zmieniają się w krwiożercze potwory. Tym, co różni wizję amerykańskiego pisarza polskiego pochodzenia od stereotypowego obrazu wilkołaka jest to, że istoty te mogą bez większego problemu przeistaczać się w bestię, która kryje się w ich wnętrzu. Jedynym ograniczeniem wilkołaków Swann'a jest srebro, które uniemożliwia im transformację oraz jest dla nich śmiercionośną bronią, jeśli ktoś potrafi jej właściwie użyć. 

Mimo, że książka ma kilka wad, to jest całkiem przyjemną lekturą, aczkolwiek nie powiem, żeby historia Wilczego Miota cały czas trzymał mnie w napięciu oraz że podczas czytania tego dzieła literackiego zachwycałam się wszystkim na każdym kroku.  Polecam tę książkę osobą, które lubię fantastykę lub historię, chcą przeczytać powieść, gdzie kałuże krwi można ujrzeć niemal wszędzie.

Ocena: 6/10

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka, za co serdecznie dziękuję :)

piątek, 27 maja 2011

Miasto Upadłych Aniołów - Cassandra Clare



Tytuł: Miasto Upadłych Aniołów
Autor: Cassandra Clare
Wydawca: MAG Wydawnictwo
Cykl: Dary Anioła
Premiera: 2011-05-18
Ilość stron: 433

Czy kiedykolwiek dopadła Was taka niemoc, że nie mogliście napisać jednego zdania ? Czy kiedykolwiek byliście pod tak wielkim wrażeniem, że wydawało się Wam, że żadne słowo nie odda tego, co czujecie ? Jeśli Wasza odpowiedź jest twierdząca, to wiecie, co zawsze odczuwam po przeczytaniu każdej książki z serii Dary Anioła pióra Cassandry Clare. Kiedy skończyłam czytać Miasto Upadłych Aniołów, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić - nie chciało mi się pić, jeść, spać; chciałam tylko czytać dalej, lecz nie mogłam, bo nie było już czego czytać.

Wraz z najnowszym dziełem wspaniałej pisarki, którą niewątpliwie jest Cassandra Clare, czytelnicy na całym świecie przenieśli się z powrotem do magicznego świata Nocnych Łowców, świata innego niż wszystkie, gdzie nieodzownie miesza się miłość z nienawiścią, radość ze smutkiem, szczęście z rozpaczą...

Krwawa wojna się skończyła, zło zostało zniszczone, a zagrożenie zażegnane. Świat jest bezpieczny, bowiem zapanował pokój między Nocnymi Łowcami i Podziemnymi. Nastoletnia Clary nareszcie może wrócić do domu i cieszyć się nowym życiem ze swoim chłopakiem - Jace'm i paczką wiernych przyjaciół. Wszystko zaczyna się układać - Clary rozpoczyna szkolenie Nocnego Łowcy, spędza miłe chwile z Jace'm, Alec wyjechał na błogie wakacje z Magnus'em, a Simon umawia się z dwiema pięknymi dziewczynami - Izzy i Maią, które nie mają zielonego pojęcia o tym, co wyprawia Chodzący za dnia. Wydaje się, że zło zniknęło na zawsze, że nic nie zburzy tej harmonii i szczęścia, jednak owa sielanka nie może trwać wiecznie. Ktoś chce zniszczyć panujący spokój; Nowym Jorkiem wstrząsa fala zabójstw, których ofiarami padają byli członkowie Kręgu Valentine, Jace odsuwa się od Clary z niewiadomych jej powodów, w mieście pojawia się starożytna wampirzyca Camille (niektórym dobrze znana z Diabelskich/Piekielnych Maszyn),a Simon zostaje uwikłany w sieć tajemniczych intryg.

Książki Cassie są niezwykle wciągające, trzymają czytelnika w napięciu do ostatniej strony, linijki, wyrazu. Miasto Upadłych Aniołów i reszta dzieł pani Clare to jedne z najlepszych książek dla młodzieży (i nie tylko - mam 18 lat) na całym świecie. Ich czytaniu nieodłącznie towarzyszy doza silnych emocji, które sprawiają, że czytelnik zatraca się w pięknej historii, magicznych opisach, nietuzinkowych bohaterach.

Miasto Upadłych Aniołów jest książką niezwykłą pod wieloma względami, więc nic dziwnego, że będę słodzić na każdym kroku i mam nadzieję, że wybaczycie mi tę cukierkowość, albowiem inaczej nie umiem pisać o Darach Anioła.

Na samym początku muszę napisać o tym, że książka dzieli się na dwie części, a każdą z nich poprzedza fantastyczny cytat, idealnie dobrany do treści danego fragmentu opowieści o Nocnych Łowcach, wampirach, wilkołakach i innych nadnaturalnych stworzeniach. Mi osobiście bardzo podoba się drugi z zamieszczonych cytatów - jest w nim coś, co mnie głęboko ujęło i sprawiło, że nie mogę o nim zapomnieć.

"Nic nie jest za darmo. Za wszystko trzeba zapłacić. Za każdą korzyść płaci się inną rzeczą. Za każda życie - śmiercią. Nawet za twą muzykę, o której tyle słyszeliśmy, trzeba było zapłacić. Zapłatą za tę muzykę była twoja żona. Piekło jest teraz zadowolone." 

Pierwsza z owych części jest, tak jakby, wprowadzaniem, które ma zaznajomić z obecną sytuacją czytelnika, natomiast druga z nich to prawdziwa, dynamiczna akcja, która wciąga i pędzi niczym huragan. Uważam, że nikt nie może narzekać na to, że książka jest nudna, że nic ciekawego się nie dzieje. Pani Clare stworzyła bardzo interesującą i intrygującą historię, która zaskakuje czytelnika na każdym kroku. MUA dostarcza miłośnikom książek silnych wrażeń i budzi niesamowite emocje, bowiem panujące napięcie w książce jest ogromne. Rzeczą za którą można zarówno kochać, jak i nienawidzić Cassandrę Clare jest to, że pisarka najpierw nakręca czytelnika, potęgując cały czas napięcie, by następnie przerwać wszystko w najbardziej oczekiwanym przez niego momencie i przejść do kolejnej sprawy, a dopiero później wrócić do tego, co zaczęła wcześniej. Nie inaczej jest w Mieście Upadłych Aniołów, czego najlepszym przykładem jest samo zakończenie powieści, które doprowadza mnie niemal do szaleństwa, ponieważ na następną część muszę czekać kolejny rok. Punktem rozpoznawczym całej serii Cassie jest niesamowity humor, który wywołuje śmiech, a nawet doprowadza do łez. W najnowszej części DA znów możemy podziwiać sarkazm i ironię Jace, czytać rewelacyjne dialogi bohaterów i być świadkiem przezabawnych scen.

Bohaterowie Darów Anioła są postaciami złożonymi, dobrze dopracowanymi przez autorkę. Każdy z nich czymś się wyróżnia, jednych lubimy bardziej od innych. Nie ulega wątpliwości, że bohaterowie książek Cassandry Clare budzą różnorodne, czasem skrajne uczucia - od miłości i tolerancji po wstręt i nienawiść. Nie są to postacie, które przechodzą niezauważone, gdyż każdy z nich pozostawia coś po sobie, coś za co je uwielbiamy albo nie znosimy. Najbardziej lubianym przeze mnie bohaterem serii jest oczywiście Jace Wayland, jak ktoś woli Herondale. Kocham tę postać przede wszystkim ze względu na jego specyficzny styl bycia, który podziwiam na każdym kroku. Jace jest bardzo, ale to bardzo złożonym bohaterem, co doskonale widać w najnowszej powieści Clare. Postacią, której wręcz nie mogłabym nie polubić jest Clary - w końcu przez pierwsze trzy tomu, to właśnie wokół niej kręciła się cała akcja, co pozwoliło mi bardzo dobrze poznać jej wady, jak i zalety. Uważam, że w Mieście Upadłych Aniołów panna Fray nadal ewoluuje, moim zdaniem zmienia się na lepsze, bowiem nie jest to już ta sama, poniekąd ciamajdowata dziewczyna; Clary staje się Nocnym Łowcom z krwi i kości, a jej charakter nabiera ostrości. Jednak największą przemianę przeszedł Simon, którego nawet polubiłam. Oczywiście owa metamorfoza ma duże powiązanie z jego transformacją w wampira oraz naznaczeniem go przez Clary znakiem Kaina. Nigdy nie przypuszczałam, że z szarego Simona zrobi się taki wielki amant. Drugie oblicze odkrywa również przed nami Izzy, która zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie pod koniec książki. Niestety nie było mi dane zbyt długo podziwiać w akcji Magnus'a i Alec'a, albowiem ci fantastyczni bohaterowie pojawiają się dopiero w połowie książki. Mimo że krótko śledziłam poczynania tej dwójki, doskonale mogłam zaobserwować łączące ich uczucie, które jest mocne i prawdziwe. Muszę przyznać, że byłam mocno zaskoczona zachowaniem młodego Lightwood'a, bowiem nie spodziewałam się tego po nim - oczywiście była to miła niespodzianka, której Wam nie zdradzę. Na koniec moich refeksji na temat bohaterów napiszę tylko, że jak nie lubiłam Jocelyn, tak nadal jej nie lubię i wątpię, żeby mój stosunek do niej uległ zmianie w kolejnych częściach.

Teraz kilka słów o języku i wydaniu MUA. Książki Cassie charakteryzuje wspaniały, perfekcyjny, niezwykle barwny styl i język; jej powieści czyta się szybko i przyjemnie. Pani Clare jest dla mnie jedną z najlepszych pisarek książek młodzieżowych, bowiem potrafi stworzyć wciągający i piękny świat, który czaruje mnogością fantastycznych opisów, świetnymi partiami dialogowymi. Miasto Upadłych Aniołów nie różni się na tym polu od innych dzieł Cassandry Clare, gdyż książkę tą czyta się w zawrotnym tempie, spijając każde słowo autorki. Dzięki zastosowaniu narracji trzecioosobowej lepiej poznajemy bohaterów oraz mamy większą wiedzę o świecie wykreowanym przez Cassie Clare. Według mnie ta 3.os. narracja sprawia, że książkę czyta się jeszcze lepiej. Niestety tak wielu komplementów nie mogę posłać w stronę wydawnictwa. Okładka książki jest paskudna, odpycha potencjalnego czytelnika. Facet z grafiki to podobno Simon, ale w takim razie gdzie zniknął Znak Kaina ? Gdy patrzę na tę okładkę, zastanawiam się czy przypadkiem nie zrobił jej jakiś amator, bo jak wytłumaczyć ten zmiażdżony palec oraz minę człowieka, który ma problemy żołądkowe ? Wiem, że grafika książki nie jest najważniejsza, ale wydawnictwo mogło się bardziej postarać i zrobić przynajmniej grzbiet książki taki jak należy, a nie MUA nijak nie pasuje do poprzednich części. Na słowa krytyki zasługuje również tłumacz, bowiem o pomstę do nieba woła odmiana imienia Jace - nie będę dawać przykładów, bo moja klawiatura tego po prostu nie wytrzyma.

Jako wielka fanka Darów Anioła i twórczość Cassandry Clare zachęcam wszystkich czytelników do sięgnięcia po to unikatowe dzieło jakim jest Miasto Upadłych Aniołów. Jest to książka naprawdę niezwykła i mimo że nie podobało mi się to, w jaki sposób zakończyła opowieść pani Clare, MUA zasługuję na same najwyższe noty.

Ocena: 10/10 - szczerze powiedziawszy dla tej książki, jak i całej serii nie ma odpowiedniej skali ocen, ale niezależnie jaką bym wybrała, to zawsze byłaby to najwyższa możliwa nota.

środa, 25 maja 2011

Zazdrość - Lili St. Crow




Tytuł: Zazdrość
Autor: Lili St. Crow
Wydawca: Amber Wydawnictwo
Cykl: Inne Anioły
Premiera: 2011-03-29
Ilość stron: 318


Kolejny raz miałam okazję czytać książkę o przygodach Dru Anderson - swietoczy, która po śmierci ojca oraz próbie zamachu w poprzedniej szkole trafia nareszcie do bezpiecznego miejsca jakim jest Prima schola. Ale czy oby na pewno nowa schola jest tak bezpieczna na jaką wygląda ? O tym i paru innych sprawach dowiedziałam się zgłębiając fabułę Zazdrości,która mimo wszystko była dość ciekawą książką, która pochłonęłam w kilka godzin.

Akcja powieści, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Zdrady, rozpoczyna się w momencie, gdy Dru razem z Gravesem trafia do nowej szkoły, która ma być odpowiednim i bezpiecznym dla młodej swietoczy miejscem. Oczywiście Chris po raz kolejny znika i pojawia się dopiero w końcowej fazie utworu, co znów mi się bardzo nie podobało i jest to jeden z dwóch zarzutów wobec tej książki. Nic na to nie poradzę, że uwielbiam, niekiedy aroganckiego, innym razem szarmanckiego, Christophe. Na całe szczęście autorka wynagrodziła mi swój nietakt, bowiem tych kilka scen Chrisa z Dru czytałam z zapartym tchem. Naturalnie kolejnym minusem powieści jest Graves oraz głupia i nieobliczalna natura Dru. Niezwykle irytowały mnie fragmenty, kiedy to Graves był razem z Dru, które moim, jak zwykle skromnym zdaniem były mdłe - jakoś za nim nie przepadam; jak dla mnie jest dobrym przyjacielem, ale oprócz tego nie robi nic pożytecznego, tylko mąci i miesza w życiu Dru. Zaiste sama panna Anderson nie wie czego tak naprawdę chce od życia, co było dla mnie niezwykle irytującym faktem. Cały czas zadaję sobie pytanie, gdzie podziała się ta wojownicza, zadziorna łowczyni, która umiała postawić na swoim, jeśli czegoś mocno chciała. Wracając z powrotem do akcji, to początkowo wszystko idzie jakoś opornie, ale później historia się rozkręca i nabiera całkiem szybkiego tempa. Ku mej radości autorka poniekąd wyjaśniła kwestię matki Dru - Elizabeth, bowiem dowiedziałam się m.in. kto ją wydał, no i paru innych ciekawych rzeczy. Zdecydowanie muszę pochwalić autorkę za kilka spraw; po pierwsze nie czytamy, co chwila o tym, że Dru chce się siusiu(max.5-6 razy), co było problemem dla niektórych czytelników; po drugie Lili st. Crow należą się wielkie gratulacje za... humor, bowiem w książce było wiele momentów, które doprowadziły mnie niemal do łez.

Nawiązując po raz kolejny do poprzedniej części, w książce pojawia się sporo nowych postaci, które choć nie są na razie kluczowymi bohaterami serii, to warto o nich wspomnieć. Bez wątpienia osobnikami, których polubiłam byli dwaj strażnicy Dru, a mianowicie Benjamin i Leontes(Leon), którzy mimo swojego sztywnego zachowania, potrafili być równie mocno zabawni. W miarę dużą rolę w utworze odgrywała rada Zakonu, do której należeli m.in. Bruce(tymczasowy przewodniczący) i Hiro, czyli bohaterowie, których również obdarzyłam sympatią(zwłaszcza tego drugiego). Głównodowodzącą owej rady jest dobrze nam znana Milady Anna, której miałam ochotę poważnie skopać tyłek. Oczywiście oprócz nowych postaci w książce pojawiają się starzy towarzysze broni - chociażby Shanks, Dibs czy też wilkołak Ash, którego 'wątek' był naprawdę dobry.

Teraz przyszła kolej na sprawy natury technicznej. Język i styl serii utrzymuję się na tym poziome , co zawsze, ale mimo swojej prostoty nie jest to słaby punkt powieści. Jak już wcześniej wspomniałam ogromnym plusem książki jest humor, ale nie jest to jedyny pozytywny aspekt dzieła pani St. Crow, albowiem sposób narracji(1.os) oraz stosowana niekiedy przez autorkę retrospekcja sprawiają, że książkę czyta się jeszcze lepiej. Niektórzy mogą się przyczepić, że okładka Zazdrości nie współgra kolorystycznie z poprzednimi książkami serii, ale szczerze powiedziawszy nie jest to jakaś wielka katastrofa.

Zazdrość mimo swoich kilku wad jest książką interesującą i ciekawą, aczkolwiek wciągnęłaby mnie jeszcze bardziej, gdybym od początku mogła podziwiać Chrisa w akcji - mojego ulubionego bohatera całej serii. Myślę, że miłośników tego dampira ucieszy fakt, że Christophe pokazał 'nowe' oblicze, które jeszcze bardziej wzmocniło moją sympatię dla tej postaci. Liczę na to, że autorka w kolejnych tomach rozegra wszystko po mojej myśli i nie zrobi mi przykrej niespodzianki na koniec, bowiem po przeczytaniu ostatniej strony Zazdrości jestem pewna, że Lili St. Crow ma jeszcze parę asów w rękawie.

Polecam trzeci tom serii wszystkim jej fanom, którzy nie powinni się rozczarować, mimo że Zazdrość okazała się moim zdaniem nieco gorszą książką niż jej poprzedniczka.

Ocena: 7,5/10

wtorek, 24 maja 2011

Wschodzący księżyc - Keri Arthur




Tytuł: Wschodzący księżyc
Autor: Keri Arthur
Wydawca:  ERICA Instytut Wydawniczy
Cykl: Zew nocy
Premiera: 2011-03-09
Ilość stron: 400

Keri Arthur to kolejna australijska pisarka, której twórczość mogłam podziwiać ostatnimi czasy. Jej dziewięciotomowy cykl o przygodach Riley Jenson - pół wampirze,  pół wilkołaku  - zdobył uznanie i fanów na całym świecie.

Pierwszą częścią serii o Riley jest Wschodzący księżyc, który w niesamowity sposób umilił mi kilka godzin życia w ostatnim czasie, a dokładnie wczoraj. Po zapowiedziach oczekiwałam historii wciągające, intrygującej, która skierowana jest przede wszystkim do nieco starszych, dojrzalszych czytelników, czyli takich, którzy ukończyli już osiemnaście lat. Już na początku muszę napisać, że nie rozczarowałam się tym, co zastałam, bowiem książka pani Arthur nie jest wcale skierowana do młodzieży poniżej osiemnastego roku życia, chociaż myślę, że siedemnasto- i szesnastolatką Wschodzący księżyc w równie dużym stopniu powinien przypaść do gustu; w końcu w naszych czasach dzieci szybciej dojrzewają do 'pewnych' spraw.

Główną bohaterką jest wspomniana przeze mnie wcześniej Riley Jenson, która jest dość nietypowym połączeniem wampira z wilkołakiem, zresztą tak samo jak jej brat bliźniak Rhoan. Cała historia rozpoczyna się poniekąd w momencie, kiedy Rhoan znika w trakcie trwania jednej ze swoich misji(rodzeństwo Jensen pracuje w Departamencie Innych Ras w Melbourne), a Riley spotyka przed swoim mieszkaniem niezwykle pociągającego, tajemniczego i nagiego wampira. Później cała akcja nabiera tempa, choć nie do końca, ale o tym napiszę później. W miarę posuwania się akcji do przodu, nasza bohaterka zostanie wplątana w wir dziwnych i niebezpiecznych spraw, które niejednokrotnie wywrócą jej świat do góry nogami.

Świat stworzony przez Keri Arthur nie jest światem małych, grzecznych dziewczynek bawiących się lalkami. Rzeczywistość otaczająca Riley Jenson ocieka brutalnością, namiętnością, seksem. W pewnym momentach miałam wrażenie, że czytam harlequin, co było dość dziwne, zważywszy na fakt, że nigdy nie miałam styczności z  taką książką; w sumie, to chyba jest moim błędem, bo w tej chwili mogłabym porównać Wschodzący księżyc do tego typu dzieł. Czytając, doskonale widać, że autorka nie ma zahamować, że jest to książka dla starszych czytelników, bowiem seks jest niemal wszędzie, a nawet jeśli nie 'czytamy' scen miłosnych, to w powietrzu  wyczuwalny  jest podtekst erotyczny. Niektórym osobom może przeszkadzać tak duża ilość seksu, ale ja się do nich nie zaliczam, albowiem uważam, że w niektórych książkach pikanterii i perwersji nigdy za wiele. Nie wiem jak inne osoby, które już czytały dzieło Keri Arthur, ale ja miałam wrażenie, że to seks odgrywa główną rolę, a cała akcja jest zepchnięta na drugi plan, że jest tak jakby tylko tłem do tego wszystkiego. Początkowo trochę mi to przeszkadzało, ale końcówka mi wszystko zrekompensowała, gdyż to na samym końcu, tak naprawdę, autorka wyjawia nam większość niewiadomych. Muszę przyznać, że Wschodzący księżyc jest jedną z nielicznych książek, które potrafiły mnie zaskoczyć niemal w każdej sytuacji. Autorka niejednokrotnie sprawiła, że byłam zdziwiona tym, co się działo; w pewnych momentach naprawdę myślałam, że odgadłam zamysł autorki, ale jak się później okazywało, nie mogłam się bardziej pomylić. Historia Riley Jenson jest niezwykle interesująca i wciągająca, a intryga wymyślona przez autorkę do tej pory, w większej części, pozostaje dla mnie zagadką, przez co jeszcze bardziej nie mogę doczekać się kolejnej  książki z serii.

Bohaterowie stworzeni przez Keri Arthur mają w sobie coś, co ciekawi i w pewnym sensie intryguje czytelnika, bowiem nie każda postać jest w rzeczywistości taka na jaką wygląda. Niektórzy z bohaterów mają swoje drugie oblicze, którego nikt się nie domyśla, gdyż maska którą przywdziali jest niemalże perfekcyjna, przez co wszystko jest jeszcze bardziej fascynujące.

Główna bohaterka powieści jest istotą silną, zdeterminowną, pewną siebie. Panna Jensen jak już na początku wspomniałam jest mieszańcem, jednakże w jej przypadku wilcza natura dominuje nad jej wampirzą częścią(odwrotnie niż u jej brata). Riley jest śmiała i nie wstydzi się swojego ciała, podobnie jak reszta wilkołaków. Dzięki Keri Arthur mogłam bardziej poznać te istoty, gdyż do tej pory nie miałam ku temu większej okazji(Jacob Black jakoś nie był dobrym do tego okazem). Oczywiście muszę zaznaczyć, że autorka miała swój własny pomysł na te nadnaturalne stworzenia, bowiem przedstawienie wilkołaka w jej powieśći odbiega od stereotypowego krwiożerczego monstrum. Zaprezentowanie wilkołaków jako istoty 'otwarte' i frywolne sprawiło, że nawet polubiłam te stworzenia, do których jakoś wcześniej nie czułam krzty sympatii. Wracając do naszej bohaterki, jednym z jej punktów rozpoznawczych jest cięty, ostry jak brzytwa, niejednokrotnie sprośny język. Wprost uwielbiam, gdy dana bohaterka ma silną osobowość, wie czego chce i wytrwale wręcz uparcie dąży do celu. Obecnymi partnerami seksualnymi Riley są Talon - arogancki, władczy, bezczelny osobnik i Mischa, który jest przeciwieństwem poprzedniego, bowiem jest delikatny i szarmancki. Kolejną ważną postacią w książce, jak i dla samej Riley jest tajemniczy, nagi wampir Quinn O'Conor(dorzucić jedno n i mamy przystojnego Paula Walkera w Szybkich i Wściekłych). Quinn jest niezwykle bogatym 'mężczyzną', mieszkającym na co dzień w Sydney, który podczas swojego pobytu  w Melbourne, całkiem sporo namieszał w życiu seksownej pół wampirzycy. Moim zdaniem stosunek Quinna do Riley wydaje się poniekąd taki prawdziwy, taki jaki mógłby zaistnieć w realnym życiu - nie chcąc spoilerować nie mogę Wam dokładnie wyjaśnić, co mam na myśli, ale mam nadzieję, że jakoś zrozumiecie ideę tego sformułowania. Jeśli ktoś liczy na romantyczne i ckliwe sceny, to muszę mu powiedzieć, że się rozczaruję, bowiem powieść Arthur nie ma w sobie nic z delikatności, jeśli chodzi o te sprawy - przynajmniej na razie.

Odnośnie spraw bardziej natury technicznej, to nie mam do nich większych zastrzeżeń - może wolałabym odrobinę większy format książki, ale nie był to dla mnie jakiś ogromny kłopot. Język i styl mimo swej prostoty i częstej wulgarności nie był również dla mnie problemem. Narracja w powieść jest 1.os i mimo że to ogranicza nam 'pole widzenia', to przyjemnie się czyta te spostrzeżenia, uwagi Riley. Świat widziany jej oczami jest interesujący, a poza tym taka narracja pozwala nam lepiej poznać główną bohaterkę.

Świat Riley i jej  'przyjaciół' zaintrygował mnie w bardzo dużym stopniu i już nie mogę się doczekać, by wziąć kolejną część w moje ręcę. Jestem ogromnie ciekawa jak potoczy się dalej cała ta historia, co jeszcze szykuję dla Nas autorka. Polecam książkę Keri Arthur osobą, które mają  już dość mdłych i cukierkowych opowieści, a chcą przeczytać naprawdę pikantną historię, w której seks odgrywa główna rolę. Myślę, że Wschodzący księżyc spodoba się fanom serii Łowca Gildii Nalini Singh, której osobiście jestem wielką wielbicielką.

Ocena: 8,5/10

poniedziałek, 23 maja 2011

EON. Powrót Lustrzanego Smoka - Alison Goodman



Tytuł: EON. Powrót Lustrzanego Smoka
Autor: Alison Goodman
Wydawca: TELBIT Wydawnictwo
Premiera: 2010-02-24
Ilość stron: 576

Sięgając po tę książkę nie wiedziałam czego dokładnie się spodziewać, bowiem nigdy nie czytałam żadnego dzieła podejmującego tematykę smoków (Eragon wciąż znajduje się mojej liście książek do przeczytania), aczkolwiek miałam nadzieję, że powieść Goodman wprowadzi mnie w świetnie wykreowany świat fantasy, który całkowicie wciągnie moją skromną osobę i pozwoli zapomnieć o otaczającej mnie rzeczywistości, przyniesie ulgę i odprężenie po ciężkim okresie maturalnym. Czy książka australijskiej pisarki spełniła moje oczekiwania ? Czy stworzony przez Alison Goodman świat okazał się takim jakim chciałam go ujrzeć ? Na te i inne pytania opowie dalszy ciąg mojej przygody z powieścią EON. Powrót Lustrzanego Smoka.

Książka opowiada historię Eona, a raczej Eony, która ukrywa przed resztą świata swoje prawdziwe oblicze; ta niezwykła szesnastoletnia dziewczyna pragnie zostać uczniem Lorda Smocze Oko, a żeby tak się stało musi 'stać' się chłopcem, gdyż ten zaszczyt przysługuje wyłącznie płci męskiej, kobiety jako słabsza z płci nie mogą uczestniczyć w walce o przychylność smoka. Eon(a) jako kaleka nie ma łatwego życia, na każdym kroku słyszy nieprzychylne wyzwiska pod swoim adresem oraz nikt nie bierze go na poważnie, gdy 'chłopiec' staje do boju o zdobycie przychylności Szczurzego smoka. Mimo że choroba stawia Eonę w gorszej pozycji w owej walce, to bohaterka nie poddaje się, kierowana przez swojego mistrza Brannona, stawia czoło coraz to trudniejszym zadaniom. Jako kobieta Eona nie jest wcale zbyt słaba, może i czasem przerasta ją sytuacja, ale nie brak jej sił, by walczyć o to czego pragnie; szesnastolatka niejednokrotnie stawała z powrotem na nogi po jakimś niepowodzeniu. Muszę to napisać, że nie wiem czy będąc na jej miejscu mogłabym poszczycić się taką wytrwałością i oddaniem, po prostu nie wiem czy nie uciekłabym przy najbliższej okazji, zamiast stanąć do trudnej i jakże wyczerpującej walki.

Alison Goodman wprowadza Nas w iście baśniowy świat rodem z średniowiecznych legend, gdzie smoki nie są tylko wytworem wyobraźni. Powieść australijskiej pisarki pełna jest pięknych i wnikliwych opisów przyrody, miejsc akcji, pojedynczych rzeczy. Owe opisy oprócz tego, że są szczegółowe i starannie dopracowane przez autorkę, to są również niezwykle wciągające, bowiem nie pozwalają czytelnikowi myśleć o czymś innym, gdyż nie są nudne i nużące, jak w niektórych współczesnych książkach. To nietuzinkowe dzieło nie słynie tylko i wyłącznie z mnogości świetnych, różnorodnych opisów, lecz jego kolejnym atutem są kapitalnie zarysowane postaci, które nie są przedstawione powierzchowne, bez większej dbałości o szczegóły. Autorce należą się wielkie gratulacje, albowiem udało jej się stworzyć piękny świat fantasy, którego bohaterowie nie są bezkształtnymi masami; każdy z nich ma coś, co go wyróżnia na tle innych, dzięki czemu możemy wyobrazić sobie zarówno wygląd, jak i zgłębić istotę charakteru poszczególnych postaci. Bohaterowie nie są obcy dla czytelnika, co pozwala mu się z nimi utożsamiać i identyfikować oraz przeżywać razem z nimi całą historię. Świat Goodman pełen jest tajemnic, zagadek i intryg. Moim zdaniem wcale nie można się nudzić czytając tę powieść; autorka dostarcza czytelnikowi mnóstwo akcji, której napięcie jest odpowiednio wyważone i stopniowane, dzięki czemu nie ma się wrażenie, że czyta się dzieło amatora. Uważam, że Alison Goodman w pełni zasłużyła na liczne nagrody, które zgarnęła za tę książkę, gdyż EON. Powrót Lustrzanego Smoka jest naprawdę dobrym kawałkiem literatury.

Wracając do bohaterów powieści muszę napisać kilka zdań o niektórych z nich. Eon(a) mimo swojej hardości i waleczności pokazała, że ma również dobre serce, w szczególności jej życzliwość wobec Charta zasłużyła na mój podziw i aprobatę. Ogólnie cała postawa Eony sprawia, że nie sposób nie polubić tej postaci. Kolejną osobą, którą bardzo polubiłam jest Lady Dela - intrygująca i niezwykła pod wieloma względami osoba, która urzekła mnie przede wszystkim swoją mądrością i serdecznością wobec Eony. Również eunuch Ryko zaskarbił sobie moją sympatię - jego honor i oddanie wobec cesarza są godne podziwu. Pisząc swoją reckę nie mogę zapomnieć o bardzo istotnej postaci jaką niewątpliwie był Lord Ido - niezwykle ambitny i żądny władzy osobnik, który nie zyskał mojej sympatii z różnych względów.

Niektóre osoby może rozczarować fakt(lub na odwrót), że w książce nie pojawia się wątek romansowy - przynajmniej na razie. Osobiście liczę na pewien romans Eony z nie byle jaką personą, ale na razie muszę obejść się smakiem i mieć nadzieję, że autorka spełni moje oczekiwania(marzenia) w kolejnej(ostatniej?!) części.

Kolejną kwestią, którą warto poruszyć jej język i styl powieści - jak dla mnie pani Goodman naprawdę się postarała i czytelnicy nie powinni się rozczarować na tym polu. Jak już wcześniej pisałam autorka dostarcza nam multum wspaniałych, ciekawych opisów, które czyta się z uśmiechem na twarzy, co było możliwe dzięki unikatowemu(jak dla mnie) warsztatowi pisarskiemu Goodman. Narracja w książce jej pierwszoosobowa, ale mimo tego nie mamy poniekąd ograniczonej wiedzy, albowiem narrator ma obszerną ,szeroką wiedzę na temat świata i ludzi. Jeśli czegoś nie dowiadujemy się od Eony, to możemy to wywnioskować lub po prostu poznać z dialogów bohaterów, które nie odbiegają poziomem od świetnych opisów. Dzieło australijskiej twórczyni jest bardzo ciekawe i czyta się to niezwykle przyjemnie i dobrze - nawet pomimo tego, że można domyślić się wcześniej pary spraw . Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie atutem tej książki jest duża liczba stron(576). Uważam, że nie można zarzucić autorce, że pisała na ilość, a nie na jakoś, jak to ma miejsce w wielu powieściach. Książka ta trzyma dobry poziom przez cały czas, dla mnie nie ma w niej gorszych i lepszych momentów - nie zgadzam się z pewną przeczytaną przeze mnie opinią, że Alison Goodman nie dostarcza czytelnikom zbyt wiele akcji, jak dla mnie wszystko jest odpowiednio 'rozłożone'. Warte pochwały są również pierwsze strony książki, a dokładnie rzecz ujmując bardzo spodobało mi się to, że na początku autorka wprowadza czytelnika w stworzony przez siebie świat, zarówno w formie obrazkowej(przedstawienie 'kierunków 12 smoków', mapa terenów pałacowych), jak i pisemnej(m.in. opisy 12 smoków i pierwszy rozdział) - mam nadzieję, że nie za bardzo wszystko pogmatwałam, ale niestety nie umiem tego dobrze wyrazić, no bo 'to', po prostu trzeba zobaczyć i przeczytać.

Myślę, że książka tej dobrej, australijskiej pisarki spodoba się szczególnie osobą, które uwielbiają kulturę wschodnią, bowiem autorka niewątpliwie czerpała inspirację z orientalnych tradycji, legend i obyczajów. Pisząc to nie mam na myśli, że książka nie spodoba się również osobom, które nie bardzo interesuje Wschód - mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do tamtych stron, a książka Goodman przypadła mi do gustu. Polecam to dzieło wszystkim czytelnikom, ale przede tym, którzy uwielbiają fantastykę, bo to książka wprost wymarzona dla nich !

Ocena: 9/10

Książkę otrzymałam od wydawnictwa TELBIT, za co serdecznie dziękuję :)



PS. Recenzja ukazałaby się szybciej, ale z przyczyn ode mnie niezależnych ;P nie mogłam tego zrobić - no trzeba było w końcu w pełni uczcić zakończenie szkoły średniej ;D Jak już zapewne zauważyliście nie wymieniłam tak naprawdę żadnych minusów dzieła Goodman, ale wynika to z tego, że jest ich bardzo niewiele, a poza tym nie mogłam tego zrobić, bowiem byłyby to w pewnym sensie spojlery, więc jeśli ktoś z Was chciałby się dowiedzieć, co mi się nie podobało,  to może do mnie napisać na pocztę ;) Niezbędny do tego adres znajduje się w zakładce 'Kontakt/współpraca'.

piątek, 20 maja 2011

Koniec !

Moi Drodzy ! Dziś skończyła się moja katorga maturalna i jestem przeszczęśliwa, albowiem mogę robić to,co najbardziej kocham - czytać i dzielić się swoimi wrażeniami, odczuciami z innymi czytelnikami :) Nadal nie mogę uwierzyć, że to już za mną i że nic nie powstrzymuje mnie przed sięgnięciem po jakieś wspaniałe dzieło ;) Pierwszeństwo ma oczywiście EON jako książka do zrecenzowania, ale jaka książka będzie kolejna, to już nie mam bladego pojęcia - macie jakieś pomysły (odsyłam Was do mojej biblioteczki) ? Niestety Miasto upadłych aniołów  zapewne będę mogła odebrać z salonu dopiero w poniedziałek, bowiem dziś mają dopiero wysłać przesyłkę, więc nie mogę w ten weekend zatracić się w nowej części DA :( Ale w sumie to i tak chciałam jeszcze raz przeczytać poprzednie części zanim wezmę się za Miasto... ;) W najbliższych dniach można się spodziewać na moim blogu kilku(kilkunastu) recek, gdyż muszę jakoś zaspokoić swój głód czytania :P Mam nadzieję, że nic ani nikt nie popsuje moich czytelniczych planów, ponieważ to może skończyć się wielką tragedią xD

PS. Co sądzicie o okładce Miasta upadłych aniołów ? Czy Wy też zauważyliście, że Simon? ma zmiażdżony palec ;P

sobota, 14 maja 2011

Moje skromne progi ;)

Zafascynowana pięknymi biblioteczkami blogowiczów postanowiłam również pokazać swoje skromne (na chwilę obecną) progi :) Mam nadzieję, że moje książkowe bogactwo będzie się rozwijać w miarę szybkim tempie  (mile widziane oferty pracy w okolicach Warszawy; w końcu trzeba na to wszystko jakoś zarobić ;P).

Pierwsze trzy półki zajmują książki z istotami paranormalymi, czyli wszelkiego rodzaju dzieła fantasy, romanse paranormalne itp. (na trzeciej półce brak jednej książki). Kolejna pólka poświęcona jest 'zwykłej' literaturze (książki obyczajowe, historyczne, kryminały itd.). Poniżej znajdują się lektury szkolne, a na samym dole mieszczą się różnego rodzaju pomoce naukowe (słowniki, książki o konkretnej tematyce np. o teatrze czy Starożytnym Egipcie <3).

Ostatnie zdjęcie prezentuje Wam moją kolekcję (niepełną) zakładek do książek ;)
 

 









 




 

Zaległe stosiki: nr.3, nr.4, nr.5 :)

Nareszcie odzyskałam swój aparat ! Tylko coś mi kiepsko zdjęcia wyszły, ale chyba źle ustawiłam parametry ;P No dobra, żeby nie przedłużać zamieszczam zdjęcia stosików ;)

Stosik nr.3 (książki wygrane w konkursach)
1. Wschodzący księżyc - Keri Arthur
2. Czerwona Piramida - Rick Riordan

Wielkie podziękowania dla ParanormalBookS i QFant !
















Stosik nr.4 (książki otrzymane od wydawnictw: Prószyńki i S-ka oraz Telbit do recenzji)
1. Natalii 5 - Olga Rudnicka
2. Hakus Pokus - Katarzyna Leżeńska, Darek Milewski
3. Na północ od Capri - Penelope Green
4. Gra - Krystyna Kuhn
5. EON. Powrót Lustrzanego Smoka - Alison Goodman

Serdecznie dziękuję za zaufanie i książki :)

















Stosik nr.5 (zakup własny)
1. Dziwna i piękna opowieść o Percy Parker - Leanne Penee Hieber
2. Żelazny Król - Julie Kagawa
3. Lili St. Crow

















Moi Drodzy ! Mam do Was ogromną prośbę ;) Jako, że jestem osobą bardzo niezdecydowaną, to poproszę Was o radę odnośnie kupna książek ;P Otóż znalazłam na merlin.pl ciekawe promocje, ale sama nie wiem czy kupić tylko 1 czy też wszystkie 3 książki, które wybrałam.
1. Łaska utracona (30/45,9) - tego zakupu jestem pewna na 100%
2. Bezduszna (23,5/34) - 60%
3. Świetliste cienie (22/31,9) - 30%

Sama nie wiem czy kupić Świetliste cienie, bo jest tyle fajnych książek, które chcę jeszcze zdobyć...  tak samo mam z Bezduszną, ale do tego zakupu jestem bardziej przekonana ;) Bardzo proszę pomóżcie mi, albowiem moje środki są ograniczone, a niedługo wychodzi całkiem sporo ciekawych ksiażek m.in. Miasto upadłych aniołówDrżenie, Mroczne szaleństwo, a poza tym ostatnio wyszło również wiele nowych książek, które mnie interesują ;)

poniedziałek, 9 maja 2011

Pierwsze wrażenia maturalne oraz... ThumbThing.

Pierwsze matury już za mną i niestety muszę stwierdzić, że nie jestem usatysfakcjonowana tym, co na razie napisałam - jedynie z angielskiego jestem zadowolona (ok.90%) - coś czuję, że będę zmuszona poprawiać moje wyniki w przyszłym roku, bo nie dostanę się na te studia, co chcę ;P

Oprócz tego, że musiałam się podzielić z Wami moimi odczuciami związanymi z egzaminem maturalnym, to również chcę zaprezentować Wam fajny i przydatny gażdżet dla czytelników, jakim jest ThumbThing ! Pewnie zastanawiacie się, co to w ogóle jest ;P Otóż jest to nakładka na kciuk, dzięki której możecie trzymać książkę w jednym ręku, jak również ów gadżet może służyć Wam za wygodną zagładkę do jakiegoś wspaniałego dzieła literackiego. Moim zdaniem główną zaletą tego produktu jest to, że czytając książkę nie wygina się jej grzbietów - jako "pedant książkowy" w pełni doceniam to rozwiązanie ;D ThumbThing dostępne jest w czterech rozmiarach i w kilku kolorach (mi oczywiście podoba się najbardziej 'pinkowy' :P). Zapraszam Was gorąco do odwiedzenia strony: http://wygodneczytanie.pl/ gdzie można się dowiedzieć szczegółowych informacji o tym przydatnym molom książkowym, jak i amatorom czytania produkcie.


PS. Po maturze z WOS'u byłam tak głodna (i zła na siebie), że zjadłam chyba całą lodówkę jedzenia, a teraz umieram, bo brzuch mnie boli ! - niech to będzie przestroga dla wszystkich głodnych i łapczywych osób, takich jak ja ;P

poniedziałek, 2 maja 2011

Usprawiedliwienie...

Moi Drodzy ! Po pierwsze - niestety  przez kilka ostatnich dni byłam odcięta od interentu i nie mogłam  przeczytać Waszych wspaniałych recenzji, ale na całe szczęście, dziś przywrócono mnie do 'wirtualnego życia' i zamierzam nadrobić wszelkie zaległości ;) Po drugie - nie wiem czy wiecie, ale w tym  roku piszę maturę (najbliższa w środę), więc tymczasowo na blogu nie pojawią się żadne nowe recenzje (nad czym ogromnie ubolewam), ale z przykrością muszę stwierdzić, że nie mam po prostu czasu na takie sprawy... Pragnę jednak zapowiedzieć, że po 20 maja nie zamierzam już się 'lenić' i możecie się spodziewać wysypu recek, albowiem będę musiała jakoś okiełzanać mój niepochamowany głód czytania ! ;D W międzyczasie postaram się dodać zaległe stosiki, choć najpierw przydałoby się odzyskać, niezbędny do tej czynności, aparat cyfrowy ;P Mam nadzieję, że mi wybaczycie tę chwilę niemocy ;)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...